Le Mans (2)

Wtorek 9.06

Noc jak zwykle nieprzespana.Wieczorem jeszcze ogladalismy na tablecie "Home" (lubie kreskowki,a co:-) ,zeby sie calkiem zmeczyc i szybko zasnac.Akurat.Sasiedzi jak zwykle imprezowali.Wiatr targal namiotem na wszystkie strony i czulam sie jak na plazy w Lebie za wiatrochronem...Wiatr byl tak mocny,ze nawet przez scianki namiotu hulal mi po twarzy.Zrobilam sobie turban z chusty,zaslaniajac przy okazji oczy przed swiatlem, naciagnelam koldre pod sam nos,wsadzilam zatyczki do uszu i juz bylo jako-tako:-) I kiedy juz zasypialam,Luby zaczynal sie poprawiac i wiercic ,a ja podskakiwalam na swojej polowce materaca:-)Dotrwalismy jakos do piatej rano,a potem Luby musial isc do toalety.Otworzyl suwak w namiocie i wpuscil zimny wiatr do srodka.Koszmar.Bylo coraz zimniej.Zaraz rano po kawie bez cukru (gdziesik sie zapodzial), pojechalismy do Decathlonu kupic zimowe kurtki.Cos czuje ,ze ten wiatr przytarga zimny deszcz i jeszcze nam tu tylki niezle wymarzna.

 

Potem objechalismy samochodowem caly tor 13,63km , zeby znalezc dogodne miejsca do fotografowania na dalszych odcinkach.To co zawodnikom zajmuje ok 3,5 minuty nam zajelo jakies pol godziny.Przez objazdy po jednokierunkowych drogach naddalismy mase kilometrow.A w wybranych miejscach sie okazalo,ze wszystko pozagradzane plotami tak dokladnie,ze na zdjecia nie ma szans.

 

Po poludniu przeszlismy sie pusciutenkim torem obok nas.Tez szukalismy dogodnego miejsca ,gdzie Luby moglby sie ze ze swoja bazuka wcisnac.

Dopiero obchodzac tor zdalam sobie sprawe, jakie tlumy  zciagaja na te impreze.Kazdy skrawek trawy zamieniany jest na pole namiotowe.A ilez osob mieszka w prywatnych domach,gospodarstwach czy w hotelach w miescie...

Mozna nawet wynajac namiot-nie trzeba miec swojego,ale patrzac na te wioske,to juz wole swoje niewygody:-)

I z pradem tez mamy wiecej szczescia:-)


Ze spacerku wrocilismy kolo 16:00.Nogi wchodzily mi ...nie powiem gdzie i potrzebowalam odpoczac.

Luby niestrudzony znow poszedl do boxow ,gdzie druzyny przygotowywuja swoje samochody,a teraz zawodnicy rozdawali autografy.

Ja zabralam recznik i szampon, i poszlam pod prysznic.Nie bylo nikogo,wiec nikt nie "zabieral" mi cieplej wody.Luxus.Wymyslilam sposob,aby w kabinie wykonywac jak najmniej gimnastyki.Za to wykonuje ja wczesniej-w namiocie.Ubieram tylko spodnie na gumce, bluze na suwak i klapki i w tym lece do kontenerow.Nic to,ze w drodze powrotnej stopy znow sa cale w kurzu.Najpraktyczniej byloby isc tylko w reczniku,ale przez wiatr Luby mi zabronil:-)

Szybko  umylam wlosy,ktore juz wygladaly jak frytki(Mam nadzieje,ze sie nie przeziebie na tym zimnym wietrze). I sprawdzilam stan skory na czole i nosie.No schodzi oczywiscie.To Luby mial ubrany kapelusz,

a nie ja:-)

 

Luby wrocil dumnie dzierzac plakaty z autografami.Zrobil tez troche fajnych zdjec.

Wieczorem mamy jechac do miasta porobic zdjecia katedry o niebieskiej godzinie,ale jestem po prostu wypluta.Wiatr doprowadza mnie do szalu-usta mam spuchniete,oczy piekace i lzawiace.Stale zciagam wlosy z twarzy.Elmar chyba tez ma juz dosyc lazenia.Decydujemy sie zostac ,a ja ugotuje pyszny makaron z torebki.

Po chwili sie okazuje,ze znikla cala reklamowka z potrawami instant.No tak-cukier tez w niej byl...

Dobrze,ze zabralam pudlo z puszkami.Gotuje wode w czajniku i buduje prowizoryczny parawan ze stolu.Puszke z rawioli wstawiam do goracej wody i stawiam na gazie.Niestety tak wieje,ze woda stygnie zamiast sie rozgrzewac.Wlewam wiec rawioli bezporednio do garnka,ale plomien jest zdmuchiwany co chwile.Luby zjada zimny posilek,ja chrupie bagietke.Dobrze,ze mamy cokolwiek:-)Tesciowa w domu pewnie delektuje sie naszymi makaronami:-)

Sroda 10.06

 

Noc pozarywana.Wieczorkiem polozylismy sie w zaciszu namiotu tylko na chwilke,baczac by nie przyspac i jeszcze przed noca isc do toalety.Zasnelismy nieprzytomni.O 23:00 obudzila nas sasiadka.Okazalo sie,ze Luby pochowal rzeczy w samochodzie,pozamykal drzwi ,ale zapomnial o klapie z tylu.Pstryknal pilotem,wiec drzwi byly zaryglowane,za to bagaznik stal otworem. A tam nasze konserwy,fasolka i golabki z Polski!

Tej nocy wialo najbardziej.To juz byla prawdziwa wichura.Targalo namiocikiem na wszystkie strony,a ja sie zastanawialam czy linki i sledzie wytrzymaja,czy material sie nie potarga,albo czy nie nadleci na nas galaz z pobliskiego lasu.

Dookola halas-nowi dojezdzali,obecni imprezopwali,w dali jakies koncerty...Na razie jeszcze jest wiele dzialek wolnych dookola nas.Ciekawe jakich sasiadow dostaniemy,choc musze przyznac,ze w naszym sektorze to chyba najspokojniej.Wyjatkiem sa Niemcy ,ktorzy smieja sie glosno,no i przybili wczoraj Szkoci,ktorzy chyba maja cos ze sluchem.Rozmawiaja krzyczac:-)

Ale w innych sektorach,gdzie jest wiecej mlodych ludzi imprezki trwaja non stop.Oto grupa Anglikow, ktorzy przyjechali tym pieknym autobusem,rozlozyli wojskowy namiot z TV i caly rajd ogladali nie ruszajac sie z niego:-)

Rano nastalo cos dziwnego....Cisza.Wiatr przestal wiac.Wyjzelismy na zewnatrz i faktycznie wichura ustala.Wieje lekki zefirek:-)Za to niebo zasnula cienka powloka szarych chmur,spomiedzy ktorych przeswituje nie dajace zadnego ciepla slonce.Jest zimno.Dobrze,ze kupilismy kurtki.

Zaraz tez wyskoczylismy do Carefouru i nakupilismy torbe zupek chinskich,chrupiace bagietki i kilka pysznych serkow camembert.Trzeba przyznac,ze tego typu serow Francuzi maja do wyboru,do koloru i ciezko sie zdecydowac co wybrac.Najlepiej wziac wieksza ilosc:-)

Po sniadanku poszlismy jeszcze raz na tor, tym razem z innej strony i przy okazji sprawdzilismy, gdzie nam sie dostaly miejsca na trybunach.

Gorzej juz byc nie moglo.Dostalismy dwa miejsca w pierwszym rzedzie-czyli na samym dole.Guzik widac (ewentualnie tyly glowy stojacych przed trybuna widzow i plot).Dach tez nie bardzo daje ochrone przed ewentualnym deszczem czy sloncem.Wybierac nie bylo mozna-dostalismy to losowo za jednyne 200euro od lebka...

O 16:00 zaczynal sie ostatni trening (Free Practice Session),wiec mielismy troche czasu ,zeby odespac kolejna zarwana noc.Zaczelo lac.Pomyslowy konstruktor zaprojektowal namiot tak,ze po otwarciu przedsionka cala woda z niego wlewa sie do srodka i nie pomaga wczesniejsze ostukiwanie scianek.Dobrze,ze wczesniej przykleilismy podloge przedsionka do jego scianek-oryginalny patent to kilka rzepow,ktore sie nie trzymaly i dla tego przedsionek fruwal na wietrze.Mimo to woda znajdywala jakies dziurki i sie zrobilo bajorko.A w nim koniec przedluzacza z czterema gniazdkami.Wesolo...

Jakze sie cieszylam,ze mamy prad-moglismy zjesc po pysznej goracej chinskiej zupce.Butla z gazem poszla w odstawke.

Poubieralismy nasze zimowe kurty,zabralismy foliowe plaszcze na wypadek oberwania chmury i poszlismy ogladac trening.Inaczej sie oglada relacje w TV, a inaczej patrzy na zywo.Czlowiek wie,ze w tych ryczacych pojazdach siedza sympatyczni chlopcy,ktorych poznawalismy w pierwszych dniach-usmiechnieci,przyjazni ,kontaktowi.I nie sa to juz bezduszne rajdowe maszyny,ale moc okieznana przez tych chlopcow.Nie samochody,ale "poznany" pare dni temu chlopak otoczony karbonowa karoseria, zaopatrzony w silnik pozwalajacy rozwijac zawrotne szybkosci i na ktorego sukces pracuje caly spory zespol.

Autorem zdjec jest oczywiscie Luby.

Nabralam ogromnej sympatii do tych ludzi-chcialabym zeby kazdy z nich wygral,a przynajmniej ukonczyl rajd (co jest gwarancja startu w rajdzie za rok).Choc mam swojego faworyta oczywiscie:-)
Nabralam rowniez respektu.Kiedy jeden z pojazdow wypadl z toru bylo mi przykro,choc to tylko trening.Jeden maly blad kierowcy moze kosztowac porazke i rok przygotowan calego zespolu.Trening trwal 4 godziny,caly rajd bedzie trwac 24-wszystko moze sie wydarzyc...

O 22:00 zaczely sie trwajace do polnocy kwalifikacje.Wytrwalismy do konca zmieniajac miejsca widokowe.Ciezko bylo znalezc dobre miejsce do zdjec-wszedzie potrojna siatka ogrodzenia.Organizator zadbal, aby tylko licencjonowani fotografowie mieli pole do popisu.A licencja dla nas jest nie do zdobycia...Pozostaje szukac luki w plocie:-)Luby ma maly plastikowy stoleczek,ktory czasem wystarcza,zeby stac troche ponad nad siatka na jakiejs gorce.Ale sa tacy co targaja ze soba drabiny aluminiowe:-)

Oto zdjecia z kwalifikacji.

Srednia maksymalnych predkosci pojazdow to 330km/h (choc rekordem predkosci jest 404km/h),

a przed zakretami tak gwaltownie hamuja,ze w nocy widac rozgrzane do czerwonosci tarcze hamulcowe.Piekny widok...

Write a comment

Comments: 1
  • #1

    Gosia (Tuesday, 07 July 2015 14:40)

    Cudowne zdjęcia i fascynująca relacja! Jakże miło się czyta w domowym zaciszu!