Tajlandia (czesc 4)

czesc 3 :TUTAJ

Dnia nastepnego, bladym switem pojechalismy na wzgorze nieopodal Chiang Mai,gdzie znajduje sie klasztor Wat Doi Suthep.

Po drodze mijalismy mnichow z klasztoru,ktorzy szli do miasta po dary.Zawsze na bosaka-16km droga gruntowa (na skroty) w jedna strone...

Asfaltem wygodniej, ale dalej.

Mnisi nie zebraja.Czekaja, az dostana od wiernych zaproszenie,by przyjac posilek.Tutaj chyba sa to jeszcze uczniowie...

Na drugim planie widac mezczyzne ,ktory nalewa wode do miski.W przenosni znaczy ono spelnienie dobrego uczynku.Nasz Przewodnik wytlumaczyl nam bardzo obrazowo (poslugujac sie plastikowa butelka z woda min) jak wyglada zycie buddysty.Zycie to taka butelka z woda mineralna.Jesli jest czysta mozna nia pic.Jesli popelniamy zle uczynki -zabijemy komara,nakrzyczymy na staruszke,poklocimy sie z zona itp dosypujemy do tej wody szczypte soli.Slonej wody nie da sie pic,wiec staramy sie wykonywac duzo dobrych uczynkow,zeby woda byla stale slodka.


Wysiedlismy na wzgorzu, na parkingu i od razu poranna gimnastyka:"Smocze schody" i ok 300 stopni do pokonania...

 

Na szczycie - kompleks swiatyn Wat Doi Suthep.

Najpierw obeszlismy obszerny dziedziniec zewnetrzny.




Mnich, jak mnich...ale jaki wielki krzew bugenwilli!

 

Pozniej weszlismy na dziedziniec wewnetrzny,

a tam taaaki widok.

Blask wschodzacego slonca odbijajacy sie w zlotej pagodzie

zmuszal do zmruzenia oczu.

Jako,ze slonce dopiero wzeszlo mielismy calutki dzien,zeby odwiedzic jeszcze pare klasztorow.A co.

Kolejny nazwyal sie tak:

Jak zwykle strojny, oplywajacy zlotem...

A w srodku gigantyczny posag Buddy (fotografowac nie wolno,ale cyknelam ukradkiem-mam nadzieje,ze zostanie mi wybaczone)

I tabliczka z przyklasztornego WC-prawdziwy paparazzi ma zawsze sprzet w pogotwiu

A to juz inne toalety (w tym dniu bylo w planie zwiedzanie klasztorow, wiec zawsze to jakas odmiana)

Tabliczki nad drzwiami wejsciowymi

jasno i klarownie informowaly o wyborze toalety.

I restauracja ( ta od toalet :-) Bufet i pyszne jedzonko

I miejsce na relax po posilku.


A po obiedzie...kolejny klasztor z gigantycznym posagiem Buddy przed brama.

Wat Phra That Suthon Monkhon Khiri

Zaczynalismy byc juz zmeczeni tymi swiatyniami i zaczynalismy podejzewac,ze przewodnik chce nas chyba nawrocic na ichnia wiare..

Choc musze przyznac,ze ten klasztor podobal mi sie najbardziej-nie bylo ludzi.Zar lal sie z nieba i nasza wycieczka padla na jakies lawce w cieniu,a my swobodnie bez rycia sie moglismy fotografowac.

Porzadni turysci w czterdziestoparo stopniowym upale siedza raczej w klimatyzowanych hotelach.Zwariowani-fotografuja :-)


Ewka z mini-kwiatuszkiem.

Jak widac wakacyjny odpoczynek mi sluzy-coraz bardziej zaczynalam wygladac jak panda...z czarnymi worami pod oczami :-)

Tak wiec kiedy poznym popoludniem dotarlismy do hotelu w Phitsanulok i zobaczylismy czyste lozka,padlismy i w koncu spalismy jak dzieci...cala dluga noc-do piatej oczywiscie.

Przy sniadaniu uslyszelismy od naszego przewodnika piekne slowa: "No more temples".Rozleglo sie nie skrywane westchnienie ulgi...

Bladym switem pojechalismy na tradycyjny targ do Phitsanulok.Teoretycznie warzywa,owoce,mieso,nabial,ryby.Praktycznie wszystko.Wklejam pare fotek i nie podejmuje sie objasniac co jest co.No, chyba ze uda mi sie rozpoznac :-)

Durian potocznie zwany smierdzacym owocem.Podobno cuchnie straszliwie, a smakuje wysmienicie.Nie mialam doswiadczenia, ale cos musi w tym byc, jesli tu zamkniety jest w klatce,

a w kazdym hotelu stoi jak byk zakaz wnoszenia go na pokoje.


Z targu pojechalismy na zachod do malej miejscowsci Wang Pho

Stamtad pare stacyjek przejechalismy tzw Koleja Smierci.Linia ta budowana byla przez jencow wojennych i zolnierzy Japonskich w czasie drugiej wojny swiatowej.Prowadzila przez niedostepne tereny-gory,dzungle az do Birmy.Przy jej budowie zginelo mase ludzi.

Wikipedia podaje: liczbę wszystkich ofiar, zarówno pochodzenia europejskiego, jak i azjatyckiego, szacuje się na ok. 100 tys. cywili i 16 tys. jeńców.

Wieczorem dotarlismy do Pung-Waan Resort & Spa Kwai Yai

Pokoik w hotelu zaraz przy rzece Kwai znow okazal sie byc bardzo przytulny.

Mimo to poszlismy na spacer przed snem i jeszcze raz popatrzec na rzeke,

urokliwy mostek,

jaszczurki przyklejone na lampie... i ucieklismy przed komarami :-)

C.d.n...



Czesc 5 TUTAJ

Write a comment

Comments: 0