Tajlandia (czesc 3)

Czesc 2.TUTAJ



c.d....


Pobodka o piatej...(slonce jeszcze spalo jak zwykle :-)

Piekny poranek powitalismy w Sukhothai Historical Park rowniez wpisanym na liste UNESCO.Stary park ze starym drzewostanem...

... z wieloma kanalami i stawami.Stare pagody i posagi Buddy...

Po zwiedzeniu parku znow ruszylismy na polnoc w kierunku Lampang.Przez wiekszosc drogi mialam mozliwosc robienia zdjec tylko przez okno w autobusie.Co tez czynilam.Tu przydrozne stragany ze ..wszystkim:-)

I kolejna swiatynia juz w Lampang.

Zaczynalismy podejzewac,ze cale dwa tygodnie bedziemy tylko zwiedzac okoliczne swiatynie,ogladac Budde,podziwiac pagody... a ilosc ich jest bez liku....

I w koncu nastal cud! W programie zwiedzanie fabryki papierowych wachlarzy i parasoli.Coz za odmiana!

Wszelkie prace wykonywane sa recznie.Reczne sa rowniez zdobienia.Za pare groszy (100 Baht= ok.10Zlotych=2,5 Euro) malarze maluja extra swoje motywy na koszulkach,jeansach,czy torbach.Gdybym wiedziala,zabralabym ze soba walizke z koszulkami do pomalowania.Mialam pod reka tylko moj e-book,wiec tez podsunelam i mam malego gekonka na pamiatke.

Poznym popoludniem dotarlismy do hotelu w Chiang-Mai.

Po szybkim prysznicu ruszylismy do miasta.

O 20:00 zamykane jest dla ruchu kilka ulic i rozpoczyna sie nocne targowisko.Tailandczycy sa bardzo dobrze przygotowani na przyjazd turystow.Co krok -kantor wymiany walut,co dwa -bank.

Na targowisku kupic mozna chyba wszystko.No, prawie...Na szczescie nie widzialam tam zadnych zywych zwierzat na sprzedaz-oprocz tych morskich,ktore trafiaja potem na talerz.

Mozna zjesc apetycznie wygladajace lodziki przygotowywane na zyczenie z sokow i jogurtow z dodatkami.Nie udalo nam sie dopchac ...

Doctor Fish.Mozna dac sobie zrobic pedicure...Jakos nie ufalam tym malym piraniom.Pan tak tylko do zdjecia sie usmiechnal.

Elmar z kolei sie bal,ze po tylu dniach lazenia,po zdjeciu skarpet usmierci rybki...:-)

I malutka Pani Nalinee, ktora miala sklepik z recznie malowanymi koszulkami.Malowali je z mezem.Te dostalam od Elmara w prezencie.Pani moglaby sie w niej utopic :-)







https://www.facebook.com/nalineepainting?fref=ts

No i pamiatki, pamiatki, pierdolki i duperele...Majac na wzgledzie dozwolony ciezar walizki przy powrocie,staralismy sie robic zakupy rozsadnie.O pierwszej w nocy,obladowani wrocilismy do hotelu.


Pobodka o piatej...

O tej porze nie tylko my funkcjonowalismy wadliwie.Tym razem telefon na pobodke zadzwonil...w lazience.Ten przy lozku byl gluchy.Musielismy szybko dojsc do siebie,zeby znalezc dzwoniace na pol hotelu ustrojstwo :-)

Wstalam chetnie,bo ten dzien zapowiadal sie pelen emocji

Zaraz rano zapakowani zostalismy do autokaru i wywiezeni w dzungle.

Tam czekaly na nas bambusowe tratwy i odbylismy splyw rzeka.Niestety nie bylo ani wielkich wezy,ani krokodyli-moze foty bylyby bardziej ciekawe.

Byla za to szalejaca wokolo zielen ,gorace sloneczko i przyjemny chlodek od wody...A majac na wzgledzie ,ze mielismy wlasnie srodek lutego ,taka aura calkiem nam odpowiadala.

Pozniej odwiedzilismy oboz sloni.W obozie tym mieszka okolo 40 malych i duzych zwierzat.Wczesniej uzywane byly przy zwozce drewna i roznych pracach w dzungli,ale teraz lepsza kase robi sie na turystach.Biznes kwitnie,wiec opiekunowie wymyslaja coraz to nowe atrakcje.

Na poczatku towarzyszylismy sloniom przy porannej kapieli.

Pozniej byl ok godzinny show-slonie prezentowaly swoje umiejetnosci oraz objawialy przerozne talenty..

Obraz tego malego artysty kosztuje wiecej niz moj...Chyba dam sobie spokoj z malowaniem :-)

Slonie, generalnie sa bardzo inteligentne i spokojne...

I ludzie z nimi pracujacy tez tacy sa.No..nie wiem jak do konca jest z ta inteligencja,ale smieja sie chetnie :-)Widac,ze kochaja swoje zwierzeta-slon traktowany jest jak czlonek rodziny.I od malego laza za opiekunem jak pies :-)

Nic dziwnego,ze sie zakochalam... .. w kazdym z osobna (sloniu oczywiscie :-)

po przytulankach rundka na maluszku.

Widok z perspektywy jezdzca-w realu bylo wyzej i bardziej bujalo :-)

Bai Orchid and Butterfly Farm

Po poludniu kolejne piekne miejsce-szkolka uprawy storczykow.

Storczyki wisza w malych koszyczkach ,korzenie zwisaja luzno az do samej ziemi.Rosliny sa zacienione i leciutko spryskiwane.No i kwitna przecudnie.

Wiecej zdjec orchiedi i tajlandzkiej flory: TUTAJ


Sklepik,gdzie mozna bylo kupic pamiatki min. recznie malowane motylki i kwiaty z laki.Oraz male sadzonki orchidei w butelce.Nie wiem czemu (glupia) nie kupilam :-( Mam powod,zeby tam wyskoczyc raz jeszcze :-)

Pozniej odwiedzilismy szlifiernie jadeitu oraz najwiekszy na swiecie sklep jubilerski.Taki mniej wiecej duzy,jak nasze polskie Tesco.Aparat zaraz za drzwami musialam wylaczyc...

a szkoda :-(

Nastepnie zwiedzilismy tkalnie jedwabiu,w ktorej caly proces odbywa sie recznie (poczawszy od hodowli jedwabnikow, gotowanie ich kokonow w "zupce",aby pozyskac jedwabna nic...

az po tkanie tkanin na starych ,drewnianych recznych krosnach).

Czasem wzor jest tak skomplikowany, ze Pani tkala parenascie cm przez dzien.Co jakis czas sprawdzala lusterkiem,czy z dolu tez wzor pasuje-tkanina jest dwustronna.

Akurat byla niedziela,wiec zaklad stal pusty.Dwie panie tylko demonstrowaly dzialanie krosien dla turystow.

No i oczywiscie wizyta w sklepie.( fotografowanie zabronione)Szczeka opada,jakie cudne rzeczy i za jakie smieszne pieniadze...

Wieczorem,po pelnym wrazen dniu pojechalismy do tradycyjnej restauracji.

Tam posilki spozywa sie siedzac na specjalnych matach, na ziemi pod golym niebem...

A wlasciwie pod niebem rozswietlonym kolorowymi lampionami.

"Do kotleta" przygrywali muzycy na przedziwnych instrumentach.Brzmialo to raczej jak ich strojenie i balam sie ze zaraz zasne tam na siedzaco.Muzycy zreszta robili wrazenie jakby juz spali..

Rock and roll sie zaczal, kiedy po posilku wkroczyly piekne tancerki i nieco rozruszaly atmosfere.

Dziewczyny jak malowane, w pelnych gracji ruchach odtanczyly kilka regionalnych tancow min. taniec o kogutkach czy kurkach..

i o smoku i kozie...(Ciezko bylo zrozumiec zapowiedzi pani konferansjer).

Wystapil rowniez tancerz w tancu lisa (to jakims cudem zrozumialam).

Na koniec tancerki zaprosily do wspolnego tanca osoby z publicznosci.Okazuje sie ,ze kocie ruchy i wywijanie paluszkow na lewa strone nie jest takie latwe...

Wrocilismy do hotelu pozno.I zamiast grzecznie klasc sie spac, znow polezlismy na nocny targ.Po tylu zarwanych nocach jedna wiecej nie robi roznicy :-)

 

 

Czesc 4:TUTAJ

Write a comment

Comments: 1
  • #1

    Agujan (Monday, 26 January 2015 22:28)

    Samo czytanie i patrzenie rozgrzewa :)