Tajlandia (czesc 1)

W Tajlandii bylismy prawie rok temu.Wakacje zycia (jak zwykle:-)

Gdzies nawet byla w necie relacja z wyjazdu,ale cala strona sie ulotnila.Postaram sie wiec spisac wszystko jeszcze raz.


Bangkok

Start 11.02.2014

Czulam sie milo polechtana widzac, ze lece liniami o moim imieniu. Prawie czulam sie jakby to moje wlasne byly :-)

Po 11 godzinach dotarlismy do Bangkoku.Jako, ze jest tam inna strefa czasowa bylo tam 6 godzin pozniej niz w Wiedniu. Zmeczeni podroza zaleglismy na lezakach przy hotelowym basenie.Upal zreszta nie pozwalal na dalsze oddalenie sie od zrodla wody czy cienia.Temperatura 35 stopni w cieniu,po okolo zera w Graz to dla organizmow niemaly szok.Na szczescie wial przyjemny wiatr,a powietrze bylo wilgotne.Wieczorem postanowilismy wyskoczyc na spacerek do miasta i zobaczyc najwyzszy budynek Bangkoku-Baiyoke Sky Tower.W sumie niedaleko-4km...co to dla nas.Juz na poczatku stwierdzilismy, ze to byl blad.Ulice w Bangkoku to nie Pola Elizejskie.Chodnika nie uswiadczysz.O przejsciach dla pieszych mozna zapomniec.Za to drogi super-sto razy lepsze niz w Polsce,czteropasmowe.Z narazeniem zycia dotarlismy do najblizszej stacji "kolejki podniebnej" Sky train.Zajelo nam to chyba godzine.Stamtad cyknelam fotke w dol...

Teoretycznie ruch w Tailandii jest lewostronny.Teoretycznie sa cztery pasy ruchu.Praktycznie jest...jak widac.Na pierwszym planie...potencjalny samobojca.

Widac rowniez tory kolejowe.Kiedy przejezdza pociag, druznik rozciaga po ulicy metalowy plot,ale i tak wszyscy staraja sie jeszcze przed nim i przed pociagiem sie przecisnac.Rogatki pewnie nie zdawaly egzaminu..albo zepsute.

Rzut oka na tory kolejki,ktore ciagna sie ponad miastem.Pod ta betonowa konstrukcja na calej prawie dlugosci mieszkaja ludzie w byle budkach, namiotach albo pod golym niebem przy skuterku-kazdy nawet najbiedniejszy ma jakis srodek lokomocji.

Swieza woda to deszczowka prosto z rynny,scieki i resztki wywalane wprost do przydroznego kanalu.Szlismy tamtedy, ale nie mialam odwagi aparatu wyciagnac.Choc nikt w czasie drogi nas nie zaczepil, nie zebral o nic.Ludzie pogodni i usmiechnieci.

My w sumie tez sie usmiechalismy...kiedy dotarlismy szczesliwie do kolejki Skytrain :-)


W koncu wiezowiec Baiyoke Sky Tower ukazal sie przed nami w calej okazalosci...

Wyjechalismy na 83 pietro i ujrzelismy taki oto widok:

Bedac na dole bylo jeszcze jasno.W miedzyczasie zapadl zmrok.Na tej szerokosci geograficznej swity i zmierzchy sa bardzo krotkie.Na samej gorze budynku znajduje sie ruchoma platforma,z ktorej zfotografowalismy panorame dookola miasta.


W barze, w cenie biletu czekaly na nas napoje.Powiedzialam sobie, ze bede probowac wszystkiego, czego jeszcze nie jadlam bez wzgledu na ryzyko rewolucji zoladkowych.Zaczelam od soku z orzecha kokosowego.


Elmar wybral jakis zielony soczek z zuczka :-)

 

Nastepnego dnia pobudka o piatej rano.W sumie zadna pobudka,bo nie zmruzylismy oka w nocy (wyspalismy sie wczesniej przy basenie:-)  i sie okazuje,ze o 23:00 czasu europejskiego mamy wstac i funkcjonowac...Ciezko bylo.

Baaardzo ciezko :-)

Zwiedzanie zaczelismy od przejazdu przez Chinska dzielnice

Dla nas roznica niewielka-no, moze literki ciut inne.

Budki telefoniczne tez rozne

(jak widac Chinczycy sa wyzsi)

Pozniej udalismy sie do Swiatyni Zlotego Buddy-

Wat Traimit Wittayaram.Pan na portrecie to obecnie panujacy krol Bhumibol Adulyadej darzony w Tailandii ogromnym szacunkiem.Do tego stopnia, ze trzeba uwazac by pieniedzy (tez z wizerunkiem krola) nieopacznie nie upuscic na ziemie, bo moze to byc odebrane jako obraza wladcy...

Akurat trafilismy na jakies swieto i juz od rana byla tam masa ludzi.Miedzy innymi dzieciaki z wycieczkami szkolnymi.Kazdy wierzacy powinien obejsc trzy razy swiatynie zgodnie z ruchem wskazowek zegara.Dzieciaki dzierzyly w dloniach kwiaty lotosu.I dla zabawy szuraly nogami wzniecajac tony kurzu...

Na samej gorze,w srodku swiatyni znajduje sie trzymetrowej wysokosci,wazacy 5,5 tony szczerozloty posag Buddy.Najwiekszy taki posag na swiecie.Do kazdej swiatyni wchodzi sie bez butow i nalezy usiasc na podlodze-byc ponizej Buddy.

Pozniej udalismy sie na najwiekszy w Bangkoku targ kwiatow.Zazdrosc mnie ogarnela patrzac na orchidee rosnace na ulicach w byle koszyczkach uczepione na drzewach,a moje w domu chuchane i dmuchane takie lebiody ledwo co dychaja...

Na targu masa kawiatow.Sprzedawane na wiazanki,stroiki,na kubeczki i na kielichy.Kwiaty lotosu sa tylko dla Buddy.Zcina sie je w postaci paczkow i potem recznie otwiera.

Pozniej, kawalek dalej przemknelismy przez targ owocowo-warzywny.Oczoplas! Udalo mi sie za pare groszy kupic juz pokrojona mieszanke owocow niewiadomych nazw.Niebo w gebie...I slodycze-zelki z sokow owocowych.Zreszta kto wie z czego....wygladaja jak ze skrzeku :-)

Zaraz z targu pognalismy do Palacu Krolewskiego

,gdzie znajduje sie rowniez kompleks swiatyn min.

Swiatyni ze Szmaragdowym Budda.

Trudno bylo uchwycic w kadrze wszystkie budowle naraz...

Podobno nie wszystko zloto,co sie swieci.Ale tu chyba jednak wszystko.Ogromna pagoda pokryta jest zlotymi plytkami.

...troche detali...

Sciany pokryte sa malymi, kolorowymi lusterkami i ceramika.

Niewielki posag Buddy na zewnatrz-wierni przyklejaja nan platki zlota.

W tym miejscu sklada sie tez ofiary z kwiatow i zywnosci (przy wychodzeniu po ok.40 min mozna je z powrotem zabrac-Budda juz spozyl)


Wszedzie czuc zapach kadzidelek i slychac dzwiek dzwonkow...

Wejscie do glownej swiatyni,a w niej Szmaragdowy Budda i...zakaz fotografowania w srodku.

Nie wszyscy szanowali swietosc miejsca.Na ostaniej fotce szalejaca Chinka:-)

"Ech, tulysci,tulysci..."jak mawial nasz Przewodnik.

Jeden z budynkow palacowych.

"Przystanek" :-).

W tym miejscu krol przesiadal sie ze slonia
(po drugiej stronie) i przechodzil do lektyki,w ktorej niesiono go do palacu.

Krotki oddech w cieniu...Na szczescie dwie osoby sie zgubily,wiec reszta korzystala z chwili odpoczynku i mizernego cienia w 40sto stopniowym upale.Chyba usiadlam gosciowi na odcisk-wyglada,jakby chcial mnie stuknac :-)

Zguby sie szybko znalazly i moglismy kontynuowac zwiedzanie.

W takim oto ekskluzywnym jachcie z napedem atomowym spedzalismy nastepne godziny na wodzie...

Bangkok polozony jest na terenie podmoklym.Poprzecinany licznymi kanalami i kanalikami nosi miano azjatyckiej Wenecji.

No...architektura od tej wloskiej nieco odbiega :-)


Rejs zaczelismy w mniejszym kanale.Po obu stronach domki na palach.Przez caly dzien zycie w domkach toczy sie na parterze,a raczej na tarasach-tu sie je ,pierze i odpoczywa.Ze wzgledu na weze i inne gadziny na noc mieszkancy przenosza sie na pietro

(o ile maja takowe :-).

Po ostatniej wielkiej powodzi, ktora zalala chyba pol kraju wybudowano wiele sluz,ktore maja ustrzec przedostawaniu sie wody wglab miasta. Wybudowano betonowe mury ochronne.Bezpieczenstwo najwazniejsze,ale domki juz nie takie urokliwe...

Pomiedzy domkami - zielen.Palmy kokosowe,drzewa chlebowe,bananowce-jedzienie na wyciagniecie reki :-)

Na brzegach wyleguja sie warany.Kiedys bylo tez duzo krokodyli-teraz pojawiaja sie tylko sporadycznie,ale strach w mieszkancach przed nimi pozostal.

Tu panie sprzedaja starszy chleb dla ryb.Pieski tez korzystaja.W rzece klebily sie gigantyczne karpie....Cena 20 Baht za bochenek-jakies 5 centow...

Byly tez bloki...chyba nie chcialabym tu mieszkac.


Przy domach male domeczki-domy duchow-kapliczki,gdzie co rano odprawiane sa modly i skladane dary dla bostw.

W takich lodeczkach wielkosci dziecinnej wanienki tubylcy zalatwiaja sprawunki,odbieraja dzieci ze szkoly...

W koncu dotarlismy do glownego nurtu rzeki Chao Phraya z piekna panorama miasta w tle

Przy brzegu wznosi sie dostojnie stara swiatynia Wat Arun.

Krotki przystanek na rozprostowanie nog i wspiecie sie na Swiatynie Switu.

 

Dotarlismy do drugiego "pietra" i dalismy sobie spokoj.

Schody sa tak strome,ze z powrotem trzeby by schodzic chyba tylem i na czworakach.Nie jestesmy zapalonymi alpinistami...

Pagoda pokryta jest dekoracjami z ceramiki.Wszedzie wisza dzwoneczki-ich dzwiek oznacza,ze jest sie blisko raju.

Thailandzki Budda-jest piekny,
smukly i z glowy unosi sie mu plomien oswiecenia...

Happy Buddha & Happy Eve

Ja kazalam sobie zrobic fotke z sympatycznym Chinskim Happy Buddha.Podobno i ten wczesniej byl smukly i przystojny,ale jego uroda przyciagala rzesze pieknych kobiet,ktore nie pozwalaly Buddzie na skupienie przy medytacjach.

Znalazl wiec sposob: zaczal sie obzerac,przytyl i dopiero wtedy,

w spokoju dostapil oswiecenia.Ech te baby....

Po dniu pelnym wrazen w miescie,jeszcze starczylo nam sil by dowlec sie na lezaki przy hotelowym basenem i zapasc w krotka (dwugodzinna drzemke).

Oczywiscie w nocy znow nie moglismy spac:-)

 

 c.d.n...


Czesc 2 : TUTAJ

Write a comment

Comments: 1
  • #1

    PozytywniMY (Thursday, 29 January 2015 19:09)

    Happy Budda podobny do naszego pana Jerzego Urbana ;D Pozdrawiamy! :*