Mangart - Slovenia

Drugie podejscie,a raczej podjazd w kierunku turkusowej Soci mial miejsce 17 sierpnia 2014.Tak,jak i poprzednim razem planowalismy wyjazd na pare dni i juz w piatek 15go zakotwiczyc gdzies w Slowenii, i stamtad robic dalsze lub blizsze wypady.Tradycyjnie pogoda pomieszala nam szyki –caly piatek i sobote lalo.Doszlismy do wniosku,ze w deszczu nie ma co sie w gory pchac.W niedziele wydarzyl sie cud i pokazala niebieska dziura w niebie.Zapakowalismy siebie,Tesciowa (mam fajna Tesciowa-mozna ja spokojnie zabierac :-) ), Sare i zwariowanego psa Tesciowej (nad zabieraniem jego bym sie dwa razy zastanowila,ale raczej nie mielismy wyboru :-) ) i znow ruszylismy na poludnie.Tym razem jednak od innej strony ,zeby juz na samym poczatku „spotkac sie z Soca”.W Völkemarkt odbilismy od autostrady i pozniej juz normalnymi drogami zmierzalismy do celu.Zaraz za granica krotki postoj.Przywital nas taki oto szyld:

To co bylo wymalowane,znajdowalo sie i w naturze za nim-zielone wzgorza i skaliste szczyty.

Pare krokow dalej paslo sie dosc pokazne stado owiec.

Wsrod nich wypatrzylam taka calkiem nowonarodzona,ktora miala problem stac na swoich patykowatych nogach.

A dolinie szemral krysztalowo czysty strumyk-czyli wszystko w herbie Jezerska sie zgadzalo :-)

Pozniej skierowalismy sie najpierw na Krajn,a potem do Skofja Loka-urokliwego malego miasteczka.Chcialam koniecznie stanac na pare fotek,ale fakt,ze wpakowalismy sie w jakies drozynki sprawil,ze przeliczylismy sie z czasem.Juz bylo po poludniu,a przed nami jeszcze kawal drogi.

W koncu zajechalismy do miescowosci Most na Soci.

Rzeka w tym miejscu tworzy rozlegly zbiornik turkusowej wody z waskim gardlem w postaci mostu.

Na samym srodku mostu-balkonik sluzacy do skokow do wody.Znaczy musi byc tam gleboko...

 

Taki filmik znalazlam...

https://www.youtube.com/watch?v=eLarA8QncfA

 


Nad gorami dziesiatki, o ile nie setki paralotni-pewnie sa tu idealne prady powietrzne i do tego ladne widoki.

Zastanawialam sie ,jak dlugo moze trwac taki lot? Oto ,co znalazlam w Wikipedii:

„Najbardziej doświadczeni piloci wykorzystują zjawiska termiczne do pokonywania znacznych odległości. Po wzniesieniu się w kominie na odpowiednio dużą wysokość, pilot szybuje w kierunku następnego spodziewanego komina i znajdując go nabiera ponownie wysokości, którą utracił w wyniku szybowania. Powtarzanie tych manewrów powoduje że pilot jest w stanie przemieszczać się w wybranym kierunku, najczęściej zgodnym z kierunkiem wiejącego wiatru. Czas trwania przelotu ograniczony jest długością dnia, gdyż w nocy noszenia termiczne zanikają. Najdłuższe przeloty mogą trwać ponad 10 godzin,aktualny rekord swiata wynosi 512 km w przelocie otwartym i 368 km w przelocie docelowym. Najdłuższy przelot otwarty ze startem na terenie Polski wykonał 7 czerwca 2008 w Marcin Gorayski, startując za wyciągarką z Borska (Bory Tucholskie).”

Wyzej rzeka plynela bardzo glebokim jarem.Probowalismy z gory zrobic jakies fajne zdjecie,ale na kretej,gorskiej drodze parkingow jak na lekarstwo.W koncu udalo nam sie gdzies przycupnac,ale krzaki zaslanialy wszelki widok.Zaczelismy schodzic w kierunku rzeki,zeby porobic troche spektakularnych fotek kajakarzy w akcji.Sciezynka na jedna osobe wila sie stromo w dol i na ktoryms zakrecie Tesciowa przytomnie nas zawrocila-jesli schodzenie nam zajmuje tyle czasu-ile bedziemy sie wdrapywac z powrotem? Momentalnie zawrocilismy i...spotkalismy sie oko w oko z kilkudziesiecio osobowa grupa targajaca plastikowe kajaki na glowach.Nie pozostalo nic innego ,jak przykleic sie do sciany i czekac az przejda.Okazuje sie ze panuje tu niepisany jeden kierunek ruchu-w dol.

Za pare kilometrow rzeka sie troche rozlala i moglismy cyknac juz na spokojnie jej piekny nurt.W tym miejscu trenuja poczatkujacy kajakarze.Widzialam zmagania jednego i bynajmniej tez proste to nie jest :-)

W koncu za Bovec pozegnalismy Socie i skierowalismy sie ku celowi naszej podrozy-szczytowi Mangart.Juz za pierwszym razem Luby mial ochote tam wjechac,ale droga byla zamknieta..i cale szczescie!

Poczatkowo zaczelo sie calkiem niewinnie-szeroki asfalt,ladne widoczki-urokliwa dolina ze strumykiem i monumentalna gora w czapie z chmur.

Tak nawiasem w tym miejscu w 2001 nastapilo ogromne osuwisko zbocza niszczac droge i most.Jak widac szkody naprawiono.A dolina powoli pokrywa sie zielenia...

Dojechalismy do punktu informacyjnego,uiscilismy oplate za przejazd 5 euro i w tym momencie asfalt zwezil sie o 50% tworzac tylko jeden pas ruchu z niewielkimi zatoczkami co pare metrow umozliwiajacymi wyminiecie sie pojazdow.Tylko gdzieniegdzie droga byla tak szeroka,ze mogly sie wyminac dwa samochody,a nawet mozna bylo stanac na fotke.Odwazna reszta towarzystwa nawet nie wysiadla z pojadzu :-)

Im wyzej tym stromsze wydawaly sie zbocza,ostrzejsze zakrety i glebsze przepascie zaraz za skrajem drogi.Kamienne paliki nie stanowily dla mnie przekonywujacego zabezpieczenia...Sciskalam mocno nogi,zeby ograniczyc powierzchnie nazego pojazdu w czasie mijanek,ale chyba niewiele pomagalo.Najlepiej zamknac oczy i gazu-dobrze,ze to nie ja siedzialam za kierownica :-)

Po 12 km ,17 zakretach i 5 tunelach ladujemy w koncu na 2055 metrach przejechawszy najwyzsza droge w Slowenii (wybudowana zreszta przez Wlochow krotko przed II wojna swiatowa...)

Widok zapiera dech w piersiach i na chwile zapominam ,ze czeka nas ta sama droga powrotna :-)

Zastanawiam sie jak to jest-stoje na miekkich nogach (mam ogromny lek wysokosci),ryzykuje smiercia,a przynajmniej pomieszaniem zmyslow ze strachu,zeby cyknac spektakularna fote nad przepascia bez dna...a na zdjeciu wogole tego nie widac.Znaczy ani przepasci, ani na szczescie mojej dygoczacej postaci :-)

 


Sara poczula zew natury,przypomniala sobie,ze jest psem pasterskim i jak mloda kozka pognala na hale.Ledwo nadazylam za moja 11 letnia „babcia”.

 

Czyz nie komponuje sie pieknie na tle gor? Za Sara widac rowniez schronisko -Mangarthütte (1906 m).Wypatrywalismy kozic,ktorych musi byc w okolicy dosc sporo-swiadczyly o tym gesto rozsiane bobki,ale nie dojzelismy zadnych.Pewnie mialy dosc tlumow depczacych ich pastwiska.

Spacer w chmurach...

 

A za pare krokow widok zapierajacy dech w piersiach.I oczywiscie przepasc :-)

 

Troche wyzej w kierunku Wloch i widok na jezioro Fuzine.

i szczyt w calej okazalosci...

Slonce skrylo sie za gorami i momentalnie zaczal wiac lodowaty wiatr.Chyba zero stopni!Ostatni rzut oka na Slowenie i jedziemy.

Meznie nie zamknelam oczu-jak juz spadac, to jeszcze cos przy okazji zobaczyc.I dzieki temu nie przegapilam goscia,ktory z gory jechal na...deskorolce :-) Ciekawe czy on przezyl,ale w gazetach zadnej wzmianki nie bylo...

Na przeleczy Predil pozegnalismy ostatnie promienie slonca

i Slowenie,a ja schowalam w koncu aparat.Jeszcze kiedys tu wrocimy...na pare dni :-)

 

 

Link do fotek ze Slowenii:

eve-mazur.jimdo.com/photography/slovenia/

 

 

 

Write a comment

Comments: 1
  • #1

    Grzegorz (Friday, 03 July 2015 22:59)

    Wow, też właśnie się tam wybieramy! Hehe, czuję, ze będą niezapomniane wrażenia, zwłaszcza dla moich współtowarzyszy podrózy, heh aż ciarki przechodza, pozytywne..;)