Brunico

Nasze wakacje dobiegaly konca.Przed nami jeszcze ostatni punkt podrozy-miasteczko Brunico,

albo jak kto woli Bruneck.Miasto niewielkie, calkiem ladne, polozone w Poludniowym Tyrolu czyli na terytorium Wloch.Tyrolczycy generalnie nie lubia, jak ich sie szufladkuje do Wlochow,czy do Austriakow. Sa Tyrolczykami i kropka.Dla tego tez w Brunico mozna poslugiwac sie trzema jezykami-wloskim,niemieckim i ladynskim (ktorym poslugiwala sie rdzenna ludnosc tego regionu zanim Tyrol zostal podzielony)..Język ladyński jest oficjalnie uznawany przez władze i nauczany w szkołach.

Po tygodniu cudnej pogody w Toskanii i Wenecji,ciepelka i slonka to, co nas przywitalo w Tyrolu bylo jak kubel zimnej wody na glowe.Wszak mamy poczatek pazdziernika-jesien droga pani!Zdazylam zapomniec...

Widoki po drodze byly piekne,ale smutne przez niebo zasnute ciezkimi chmurami.

Bylismy w tym miejscu rok pozniej, latem przy slonecznej pogodzie

i wogole go nie rozpoznalam:-)

Nastepnego dnia Luby mial w miescie spotkanie firmowe,

a ja widzac aure za oknem postanowilam dzien przewalkonic w hotelu i odpoczac po urlopie.Upierdliwa pokojowka,ktora kilka razy przychodzila z pytaniem,czy moze juz posprzatac pokoj zmotywowala mnie do wyjscia.Nie wiem,co chciala sprzatac, gdyz przyjechalismy wieczorem i nie zdazylismy nabalaganic.Po powrocie zastalam tylko zaslane lozko,na ktorym mialam w planach sie walkonic.Ciekawe ,co by zrobila gdybym nie wyszla :-)

W sumie rozprostowanie kosci dobrze mi zrobilo, a i w miedzyczasie slonko wygladnelo zza chmur.

Hotel byl w samym centrum, tak wiec nie musialam daleko chodzic, zeby obejzec piekne kamieniczki i czysciutkie uliczki.



W miescie bylo stosunkowo niewielu ludzi. W sezonie

letnim roi sie tu od milosnikow gorskich wedrowek,

zima od narciarzy.Ale teraz? Nikogo.Dzieciaki w szkole,

dorosli w pracy-mialam miasteczko prawie tylko dla siebie:-)


Kupilam w malym sklepiku owoce kaki i stroma uliczka

pielam sie w kierunku zamku na wzgorzu.

Przysiadlam na odpoczynek i popas na laweczce pod malym kosciolkiem.

I teraz bedzie o kaki, bo uwielbiam te owoce

i nalezy im sie pare slow:-)Polska nazwa musi byc oczywiscie bardziej skomplikowana:Hurma wschodnia.Dla tego bede mowic:Kaki.

Dojzale owoce-najlepiej kupione we Wloszech jesienia, smakuja niebiansko.Kilka razy kupowalam u nas importowane,ale nawet sie nie umywaja.Skora twarda a miazsz bez smaku.Nie warto kupowac,zeby sie do tego owocu nie zrazic.Kaki przypomina z wygladu pomidor,ale ma delikatniejsza i ciensza skorke.Te moje byly zapakowane w specjalne pudeleczka ,zeby tej skorki nie uszkodzic.W srodku maja konsystencje jak meduza:-)Zdjecie pozyczylam z internetu (dziekuje panu Udo Krüger),bo oczywiscie swoje owoce pochlonelam, zanim przyszlo mi do glowy je sfotografowac:-)

Nie pozostalo nic innego, jak taka klejaca

i obklejona isc dalej.Zreszta szybko zapomnialam o moim stanie, bo juz ukazaly sie mury zamkowe,

a za nimi piekny widok na gory i miasto.

Do zamkowej bramy zostalo juz tylko pare krokow...

A u podnoza murow, na skalkach wygrzewaly sie jaszczurki.Lapaly ostatnie promienie cieplego slonca...I wogole nie uciekaly:-)

Owoc slodki i soczysty.Bardzo soczysty.Oczywiscie sie nim dokladnie upaparalam.I na dodatek nie bylo sie gdzie umyc, bo zakrecono juz wode we wszystkich fontannach i poidelkach:-) Chcialam sie wiec ratowac chusteczka higieniczna,co przynioslo odwrotny skutek, bo poobklejalam sie papierowymi farfoclami z chusteczki.Jesli wiec ktos potrzebowalby super-glue,a nie mial pod reka kaki go swietnie zastepuje.

Historia zamku siega 1250 roku,w ktorym to biskup Bruno von Kirchberg wybral

 te miejsce na maly, ale dobrzy ufortyfikowany zamek oraz doline na miejsce nowego grodu-Bruneck.

 

Dzis w zamku znajduje sie jedno z muzeow, jakie zalozyl znany alpinista i himalaista Reinhold Messner ( czlowiek, ktory jako pierwszy zdobyl Korone Himalajow) .Muzeow roznych tematycznie, ale zwiazanych z gorami jest w sumie szesc,

a te w Brunico nosi miano "Erbe der Berge“ (Dziedzictwo Gor).Tu wiecej o tym projekcie.Moze ktos z Was bedzie mial okazje zwiedzic:

http://www.messner-mountain-museum.it/en/


Ze zbocza sasiedniego wzgorza zamek ukazal sie mi w calej okazalosci.Moglam wiec pstryknac jedno portretowe zdjecie:-)

Wzgorze pokrywal mieszany las  poprzecinany alejkami.

W koncu doszlam do stromych schodow, ktore prowadzily na lesny cmentarz.


Pochowani tutaj sa zolnierze z I Wojny Swiatowej.Jest rowniek kilka grobow z Drugiej.

Kolo siebie leza  Austro-Wegrzy, Rosjanie, Serbowie, Rumuni,

Wlosi i Niemcy...


Cmentarzem tym opiekuja sie panie ze specjalnego komitetu

i pilnuja,by wszystkie groby udekorowane byly jednakowo...


Refleksja nasuwa sie sama-

po smierci wszyscy jestesmy sobie rowni...

I tak minely nasze cudne wakacje w 2012 roku.

Oczywiscie obiecujemy sobie solennie jeszcze raz zwiedzic Toskanie, zobaczyc te miejsca w ktorych bylismy i te ktore ominelismy...Moze kiedys?

Write a comment

Comments: 2
  • #1

    water sign (Thursday, 28 May 2015 03:51)

    I really like to read. Hope to learn a lot and have a nice experience here! my best regards guys!

  • #2

    krystyna.lehner@gmx.at (Wednesday, 28 October 2015 22:03)

    Oczywiscie -Bruneck. Nie skojarzylam z Brunico , znam tylko z net u .Ale cmentarz jest bardzo "wzruszajacy ".I tak spotkali sie zwyciezcy i pokonani , niezaleznie od przynaleznosci narodowej. Na polanie pod sosnami .