Paris, Paris....(1)

 Paryz...miasto zakochanych.Luby zaprosil mnie tam na poczatku naszej znajomosci (no tak troche wczesniej,niz pozniej ),kiedy jeszcze sie nie poznal jaka zolza jestem.W sumie do dzis jeszcze sie nie poznal chyba,bo nadal razem jestesmy, podrozujemy,a On nie narzeka.I dobrze-moze uda mi sie go raz jeszcze do Paryza zaciagnac.

 

 Wypad byl kolejnym ,po nietrafionych wakacjach w Tunezji (o ktorych pisalam TUTAJ ).

Przez kilka miesiecy udalo mi sie zacisnac zeby,spiac posladki i zrzucic te kilogramy,ktore z Tunezji przywiozlam,a nawet kilka tych, z ktorymi tam polecialam.Bylam lzejsza o 14 kilo dumna i blada i czulam sie jak sarenka (Coz..bylo minelo,ale zdjecia sie fajnie oglada :-) )

W Paryzu spedzilismy piec cudnych, majowych dni.Dobrze,ze wczesniej zapisalam ile tych dni bylo,bo czas tam biegnie tak szybko,ze czlowiek sie dwa razy przespal i juz trzeba bylo wracac.Ma tez inna strefe czasowa niz  Warszawa (czy Graz).Miasto...OGROMNE.Pod nami Łuk Triumfalny i Louvre


 

Ludzi MASA.Myslalam,ze Wieden jest duzy...Akurat.Ciezko oddac ogrom tego miasta...Mimo, iz wlasciwie caly czas bylismy na nogach i zwiedzalismy,udalo nam sie zobaczyc tylko maly skrawek i musimy dokonczyc dziela:-).
Nasza baza to hotel  Le Chat Noir-Czarny KOT (rzut beretem od Moulin Rouge).

 

W pierwszy dzien po przylocie i rozgoszczeniu sie w hotelu twardo zaczelismy wedrowke po miescie.Najblizej byl Monmartre.

 

potem metrem pod luk triumfalny i spacer polami Elizejskimi do placu de la Concorde z ogromnym obeliskiem z Egiptu.

Jako,ze nigdy wczesniej nie bylam w Egipcie i pierwszy raz w zyciu widzialam hieroglify ,szczeka mi po prostu opadla.Jak niesamowicie precyzyjnie tajemnicze znaki zostaly wydlubane w kamieniu.Ciezko uwierzyc ,ze to ludzka reka ,na dodatek z zamierzchlych, (badz co badz) prymitywnych czasow.

Doszlismy do Louvre,ale nie zdecydowalismy sie na zwiedzanie muzeum.Koniecznie chcielismy zobaczyc tez wieze Eiffla.(A najlepiej to zobaczyc wszystko na raz :-)

I znow metrem podjechalismy na plac Trocadero.

 

Tak nawiasem-uwielbiam te paryskie wejscia do metra:

W zachodzacych promieniach slonca,z groznymi chmurami w tle Wieza robila niesamowite wrazenie.

Ale ze bylo juz dosyc pozno,a my zmeczeni po podrozy, zdecydowalismy sie wiec zdobyc ja nastepnego dnia.

 

I tak o 10:00 rano stalismy juz w kilometrowej kolejce do jednej z czterech,a dwuch czynnych wind.

Ale warto swoje odstac i zrujnowac sie na bilet,bo przezycie i widok nie do opisania....

Paryz z nizszego poziomu Wiezy:

Potem jest jeszcze jeden taras ,a na koncu wjezdza sie na sam wierzcholek...

... z ktorego widok rozposciera sie na cale miasto,az po sam horyzont...

W dol ,pod nogi lepiej nie patrzec...zwlaszcza jak sie ma lek wysokosci.Murowany zawrot glowy i zwiotczenie miesni w dolnych partiach.Pomyslec ,ze kiedys nie bylo tu wind i pieknie panie w wytwornych sukniach i kapelutkach oraz eleganccy panowie przybyli na Wystawe Swiatowa w 1889 roku musieli sie wdrapywac kreconymi schodkami.

W dol (azurkowe schodki :-) zdecydowalismy sie isc pieszo i pozagladac do wszystkich mozliwych zakamarkow.A bylo gdzie zagladac,bo prawie na kazdym polpietrze znajdowaly sie eksponaty z historii budowy.Historia ta jest bardzo ciekawa,ale nie bede jej tu przytaczac-mozna samemu zerknac do Wikipedii.

W koncu na dolnym tarasie zatrzymalismy sie w restauracji na kawke i mala rozgrzewke.W tym dniu bylo wyjatkowo zimno i dodatkowo wial lodowaty wiatr.Mimo wszystko cieszylismy sie,ze moglismy zaliczyc jedno z najbardziej znanych miejsc na swiecie.I uwazam,ze nie jest ono przereklamowane,jesli sie poswieci troche czasu na zaglebienie jego historii powstania i obejzenie detali,poczuje w nogach te 1665 stopni i zechce policzyc  2,5 mln nitow:-)My spedzilismy  na Wiezy pare godzin ani troche sie nie nudzac (nitow nie policzylismy:-)

Spod Wiezy Eiffla udalismy sie wzdluz Sekwany w kierunku katedry Notre Dame.(Jakby nam bylo malo spacerowania po schodach :-) Przy brzegu rzeki zacumowane sa barki,w ktorych mieszkaja ludzie odporni na reumatyzm.Miejsce moze i romantyczne,ale zero prywatnosci.No i stale choroba morska :-)

Katedra Notre Dame rowniez robi ogromne wrazenie.Chetnie obejzalabym w srodku,ale tego dnia juz zaliczylismy jedna kilometrowa kolejke i szkoda nam bylo czasu na stanie w nastepnej.Zadowolilismy sie obejsciem katedry dookola.

 

Od strony portali katedra jest mocna,monumentalna...

 

Z drugiej strony-od strony prezbiterium widac misterna,koronkowa architekture typowa dla gotyku

I calosc:

Pare detali i ...milosnicy ptakow przed katedra.

 

Spod katedry z wielkim trudem przebrnelismy przez tlumy ludzi w kierunku Ratusza, a potem do Centre Pompidou.I jak zwykle zaskoczenie-wsrod starych budowli cos tak odmiennego.Nowoczensy budynek,ktorego wszystkie instalacje biegna na zewnatrz.Pomysl Renzo Piano i Richarda Rogersa jest prosty, a zarazem jakze oryginalny:-)W budynku miesci sie Muzeum Sztuki Nowoczesnej.

Po calym dniu lazenia ,nie przywykle do az takiej aktywnosci nasze organizmy powoli zwalnialy tempo.Postanowilismy podjechac do hotelu i odpoczac godzinke,zeby pozniej sie wybrac na nocne fotografowanie.O 20:00 polozylismy sie na minutke.Obudzilismy sie rano...w ubraniach:-)

 

 

CZESC DRUGA

 

Wiecej fotek TUTAJ

 

 

Write a comment

Comments: 1
  • #1

    Brandi Kellog (Tuesday, 31 January 2017 16:29)


    Remarkable issues here. I'm very satisfied to peer your article. Thank you so much and I'm taking a look ahead to contact you. Will you please drop me a mail?